Dopóki społeczeństwo nie będzie decydować o tym, jak ma przebiegać proces edukacji, kto ma uczyć nasze dzieci, jeśli nie będziemy rozliczać pracowników oświaty ze słuszności stosowanych przez nich metod nauczania, a przede wszystkim rządzących z tworzonych przez nich rozporządzeń oraz innych aktów normatywnych dotyczących szkolnictwa, możemy zapomnieć o prawdziwej suwerenności.
Po II wojnie światowej, zwłaszcza za sprawą celowych działań ludzi pokroju Jakuba Bermana, jakość nauczania w Polsce drastycznie spadła. Kluczowa była eliminacja z programów nauczania przedmiotów, które uczyły samodzielnego myślenia, w tym przede wszystkim: logika, propedeutyka filozofii itp. Celem tych działań była indoktrynacja marksistowsko-leninowska w wydaniu stalinowskim, a skutkiem ubocznym „bizantynizacja” nauki i oświaty.1 Ponadto ogłupionym społeczeństwem łatwiej się steruje, dlatego rządzącym nie zawsze jest po drodze odwrócenie tego stanu rzeczy. „Miniona epoka” podobno już się skończyła, lecz nie trudno zauważyć, że nie w każdej sferze naszego życia. Współczesnemu maturzyście jeszcze daleko do poziomu maturzysty przedwojennego, który zazwyczaj już po liceum był w pełni samodzielnie myślącym, dojrzałym człowiekiem, a bizantynizm w nauce i oświacie nadal króluje.
Co musimy zrobić, aby powrócić do normalności?
W tej sytuacji są jedynie dwa rozsądne rozwiązania, w obu (nie)stety będziemy musieli wziąć sprawy we własne ręce. Albo sami będziemy uczyć nasze dzieci, albo to my będziemy wystawiać oceny szkole nauczycielom oraz rządzącym. System zmusza szkoły do nauczania w klasach liczących po 30 osób, gdzie nauczyciel nie jest w stanie przekazać swej wiedzy wszystkim uczniom jednoczenie (w zależności od predyspozycji danego ucznia do przyswajania nowych informacji). Rodzice zaś często są później wrogo nastawieni do nauczycieli, choć oni nie zawsze są winni. Zdecydowana większość wolałaby, aby nauczać w mniej liczebnych klasach, uczyć konkretnie, by rodzice i uczniowie byli zadowoleni i darzyli nauczycieli szacunkiem oraz respektowali ich autorytet. Dzięki utworzeniu klas z mniejszą liczbą uczniów, zwiększyłoby się również zapotrzebowanie na nauczycieli, ze względu na zwiększoną ilość klas, które liczyłyby np. po 10 uczniów. Dodając do tego uczciwy i sprawnie funkcjonujący system społeczno-gospodarczy, nauczyciele zarabialiby zdecydowanie więcej, przez co mieliby dodatkową motywację, aby podejść bardziej życzliwie i indywidualnie do każdego ucznia.
Oczywiście „nauczyciele” nienadający się do tego typu aktywności zawodowej straciłaby pracę, ale ich wbrew pozorom nie jest aż tak wielu. Dużo zależy od środowiska, w jakim przyjdzie człowiekowi pracować. Zdecydowana większość to nauczyciele, którzy chcieliby rzetelnie i z pasją przekazywać wiedzę, lecz są zmuszani do takiego, a nie innego systemu edukacji, co często przyczynia się do ich wypalenia zawodowego. Niestety najbardziej cierpią na tym nasze dzieci.
______________
Przypisy:
[1] Por. J. Kossecki, Metacybernetyka, Kielce – Warszawa 2005, s. 220-257;
J. Brochocki, Rewolta Marcowa: Narodziny, życie i śmierć PRL, Warszawa 2000, passim.
Add a Comment
Musisz być zalogowany w , aby dodać komentarz